Skontaktuj się z nami .

    Dziękujemy za wiadomość

    Szukaj na stronie

    Wpisz poniżej szukaną frazę

    default
    w kategorii
    04.12.2024

    Ekspresowy stan wojenny w Korei Południowej.

    Wczorajsze orędzie prezydenta Korei Południowej Jun Suk Joela zaskoczyło nie tylko światową opinię publiczną, ale nawet polityków z jego własnej partii. Część z nich, odbierając telefony od dziennikarzy, rozłączała się po kilku zdaniach, odpowiadając "by nie robili sobie żartów". Jednak jak się okazało, to sam prezydent nie żartował. Jak wskazał: "Aby ochronić liberalną Koreę Południową przed zagrożeniami ze strony północnokoreańskich sił komunistycznych i wyeliminować elementy antypaństwowe, niniejszym ogłaszam nadzwyczajny stan wojenny". W Korei było wtedy kilka minut po godz. 22.20 (14:20 czasu polskiego).

     

    Wprowadzenie stanu wojennego w każdym państwie niesie za sobą daleko idące skutki. W Korei Południowej łączyło się to powołaniem wojskowego dowództwa, które ogłosiło dekret ograniczający działalność partii politycznych, życie obywateli i mediów, nad którymi od tej pory kontrolę przejęło wojsko. Zakazano także działania parlamentu i manifestacji. Żołnierze od tej pory mogli aresztować i dokonywać rewizji osób bez nakazu, o ile zaistniało podejrzenie łamania przepisów prawa.

     

    Tego typu informacje w tej części świata mogą budzić niepokój. Przypomnijmy, że stosunki pomiędzy Koreą Północną a Południową od kilku tygodni znacznie się pogorszyły, a w wypowiedziach polityków coraz częściej padało słowo "wojna". Światowe media bez wahania rozpoczęły transmisję wydań specjalnych, a większość zdezorientowanej opinii publicznej sądziła, że decyzja prezydenta ma bezpośredni związek z działaniami północnokoreańskiego reżimu, który być może przygotowywał się do ataku na południe. Nie tym razem. Okazuje się, że to ułańska fantazja poniosła prezydenta Korei Południowej, który wprowadził jeden z najkrótszych stanów wojennych w historii świata, trwający zaledwie 6 godzin.

     

    Jednak aparat państwa, zgodnie z decyzją Jun Suk Joela, pierwotnie zadziałał - a na ulicach Seulu zaczęło pojawiać się wojsko, które chwilowo przejęło nawet parlament. Zjeżdżali się tam również zdezorientowani posłowie, którzy mieli utrudniony dostęp do środka. Pod budynkiem zaczęli się zbierać także - pomimo wprowadzonych zakazów - obywatele kraju, z jednej strony zdezorientowani, a z drugiej - sprzeciwiający się decyzji głowy państwa. Pomimo tego, że parlament otoczyło wojsko, jego członkom udało się zebrać i zagłosować za odrzuceniem prezydenckiego dekretu o stanie wojennym.

     

    Artykuł 77 ust. 5 Konstytucji Republiki Korei stanowi, że "jeżeli Zgromadzenie Narodowe wystąpi z wnioskiem o zniesienie stanu wojennego większością głosów całkowitej liczby członków Zgromadzenia Narodowego, to prezydent musi się zastosować do tego wniosku". Taki wniosek się pojawił, a zagłosowało za nim jednogłośnie 190 posłów, którzy zjawili się na sali obrad. Co ciekawe, identycznie głosowali posłowie z rodzimej partii prezydenta. 

     

    Jun Suk Joel, ponosząc ewidentną porażkę, został zmuszony do jego odwołania. Ale w tym miejscu sprawa się nie kończy - pozostają pytania. Dlaczego wprowadzono stan wojenny i co stanie się teraz z głową państwa.

     

    Odpowiadając na pierwsze pytanie należy bez wahania stwierdzić - na potrzeby wewnętrzne i dla jego celów politycznych. Pobudką decyzji prezydenta nie było bezpośrednie zagrożenie z Korei Północnej, a sytuacja w kraju - niekoniecznie dla niego korzystna. Po pierwsze, od miesięcy pozycja głowy państwa systematycznie spadała, łącznie z sondażami jego poparcia (w listopadzie popierało go mniej, niż 20% społeczeństwa). Od wiosny, kiedy władzę w parlamencie przejęła opozycyjna dla prezydenta partia, był on niezdolny do prowadzenia własnej polityki. Doszliśmy do sytuacji, kiedy to parlament blokował działania głowy państwa, a ten odpłacał się wetowaniem ustwa. Idealny przepis na polityczny impas. Sam prezydent miał również coraz większe problemy z własną żoną, którą oskarżano o ingerencję w sprawy państwowe i w stosunku do której miały niedługo ruszyć postępowania dot. korupcji. O 4:30 w nocy czasu południowokoreańskiego prezydent wystąpił z kolejnym orędziem, w którym poinformował o odwołaniu wprowadzonego stanu wojennego.

     

    I tu pojawia się pytanie o jego przyszłość, a nie rysuje się ona w kolorowych barwach. Pomimo tego, że kadencja Jun Suk Joela mija dopiero w 2027 r., wszystko wskazuje na to, że jego polityczna kariera zakończy się dużo szybciej. Większość parlamentarna już ogłosiła, że jeśli sam zainteresowany nie ogłosi swojej rezygnacji, to wszczęta wobec niego zostanie procedura impeachmentu, czyli odsunięcia prezydenta od władzy. Większość parlamentarne i zgodność w tej kwestii wydaje się niemal pewna. Tego samego żądają obywatele Korei, którzy dziś tłumnie wyszli na ulice Seulu, protestując przeciwko prezydentowi, który - ich zdaniem - skompromitował swoją ojczyznę na oczach całego świata. Przeciwko prezydentowi zagłosował każdy poseł z jego partii, który pojawił się wczoraj w parlamencie, odeszło również kilku czołowych jego doradców. Istnieje także duża doza prawdopodobieństwa, że prezydent będzie sądzony za próbę zamachu stanu, gdyż tak aktualnie oceniane są jego działania.

     

    To był 17 stan wojenny wprowadzony w Korei Południowej - pierwszy od 1980 r., najbarwniejszy i najkrótszy. 

     Aktualności ze świata

     Aktualności z Polski